Jacek Federowicz to takie polskie połączenie Petera Sellersa oraz Woody'ego Allena.
Rzeczywiście, coś w tym jest. Bardzo twórczy, inteligentny, dla gawiedzi czasem zbyt inteligentny.
Na przyjaznym gruncie mielibyśmy okazję dalej śledzić jego dokonania. A tak zostało mu dorabianie do marnej emerytury pod "egidą" nieśmiesznego Laskowika, Gdy wspominam pana Jacka, gdy myślę o nim i innych znakomitościach z tamtych czasów to aż boli, że tacy wartościowi artyści musieli ustapić miejsca zgrai niedouków i tandeciarzy, szerzących się jak perz W dodatku ludzie to kupują! Co by nie mówić o PRL-u jedno jest pewne - widz w tamtych czasach był bardziej wymagający a artyści byli Artystami.